Dzień 15 - noc w Dubaju
25 minut to bardzo dużo dlatego, że ostatni wjazd na Burj Khalifa (najwyższy budynek świata) jest o 23. Nasz samolot przylecieć powinien o 21.25. Potrzebujemy jakieś 20-30 min żeby wydostać się z ogromnego lotniska, musimy zdobyć kartę sim, dostać 'wizę' (pieczątkę do paszportu) znaleźć metro i kupić bilety, dojechać na właściwą stację (sam dojazd 20 min) , następnie przejść około kwadransa do Dubaj Mall, znaleźć wejście do Burj Khalifa (po drodze jeszcze kupić bilety wejsciowe online) i kwadrans przed 23 być przy wejściu... Niemożliwe? Możliwe, ale mało prawdopodobne. Ale przy spóźnieniu somolotu pół godziny - absolutnie niemożliwe.
Nasz samolot podczas lotu nadrabia 7 minut opóźnienia. Lotnisko przemierzamy bardzo sprawnie (przydał się rekonesans podczas przesiadki w 'pierwszą' stronę). Przy wyjściu z lotniska (Wiza) mamy furę szczęścia, bo nie dość że nie ma żadnej kolejki to jeszcze okazuje się że przysługuje nam darmowa karta sim z 1gb internetu ważnym 24h (i co najważniejsze nie musimy o to dopytywać, dokonywać żadnych rejestracji itp.). Mkniemy więc w kierunku oznaczeń metra. Krzyś prowadzi a ja obserwując go kątem oka wymieniam w biegu karty sim w swoim telefonie. Kupujemy bilety na metro i dosłownie po minucie siedzimy już w nim. I tak po zaledwie 25 minutach od momentu gdy nasz samolot dotknął kołami pasa startowego wydostaliśmy się z jednego z największych portów lotniczych świata, załatwiając po drodze sporo spraw. Przejazd metrem musi niestety swoje potrwać a czas ten wykorzystuję na próbę konfiguracji mojej karty sim, bo coś nie chce działać (okazuje później że po prostu potrzebuje 5-10 min po implementacji na rozruch. Przychodzi po tym czasie sms uwierzytelniający i trzeba w odpowiedzi podać rok urodzenia). 22.30 wysiadamy z metra i biegniemy tunelem w kierunku Dubaj Mall, kupując po drodze bilety online (robimy to na raty, ponieważ ja nie mogę autoryzować transakcji, bo nie mam polskiej karty sim i nie otrzymuję stosownego smsa. Za drugim razem się udaje na Krzysia kartę bo on ma aplikację).
22.40 i mamy całe 5 minut żeby znaleźć wejście do konkretnej atrakcji w największej galerii handlowej świata, w której nigdy nie byliśmy... Pestka.
Na szczęście pierwszy napotkany osobnik precyzyjnie opisuje nam drogę, a do tego okazuje się, że wystarczy zjechać 4 piętra windą, a do przejścia jest nie więcej jak 500m łącznie. Zdążyliśmy. Deponujemy bagaże, i podążamy siecią korytarzyków (jest tam muzeum multimedialne budynku, ale nie mamy juz na to czasu) do windy. Ta, choć jedzie baaardzo szybko, praktycznie wcale nie pozwala tego odczuć. Jedynie zmiana ciśnienia w uszach coś sugeruje. Imponuje też pokaz multimedialny w windzie.
Na górze zajmuje nam chwilę odnalezienie tarasu widokowego. Budynek obchodzi się dookoła i jest cały przeszklony, więc piękny widok roztacza się wszędzie, ale z powodu oświetlenia wnętrza nie da się tam zrobić dobrych zdjęć. Co innego na tarasie.
Widok naprawdę zachwyca. Zapiera dech. Bylem już w swoim życiu na niezliczonej ilości wież i tarasów widokowych, ale tego nie da się porównać z niczym innym. I nie chodzi tu o wysokość samego budynku, ale o ciągnące się po horyzont oświetlenie i majestatyczne wieżowce. Nie da się tego opisać ani ująć fotografią. Trzeba to zobaczyć. Widok jest tak wspaniały, że 45min, które możemy spędzić na górze (nie ma ograniczeń czasowych, ale budunek jest zamykany o 0:00) mija w ekspresowym tempie. Człowiek chętnie zostałby tu jeszcze drugie tyle. Po zjechaniu na dół podziwiamy samą galerie, bo jest w niej wiele fantastycznych miejsc.
Wiemy że metro jeździ do 2:15 wiec się nie spieszymy. Wychodzimy na zewnątrz by podziwiać pokaz fontann, ale niestety są już wyłączone 🙄. Jak byliśmy na górze jeszcze działały, wiec trudno powiedzieć, czy pokaz zaskoczył się o 0:00, czy 0:30,czy 1:00 (jest 1:07). No trudno. Nawet gdyby Burj Khalifa był jedyną rzeczą jaką zwiedzę w Dubaju - było warto.
Postanawiamy udać się do metra i tu czeka nas naprawdę niemiła niespodzianka... Okazuje się ze jeździ do 0:30 a nie 2:15....zonk.
To oznacza, ze musimy gruntownie zrewidować plany. Zakładaliśmy pojechać metrem do mariny (jakieś 25km) i wracając pieszo oglądać kolejno fascynujące budowle, które oglada się jedynie z zewnątrz (idealne w nocy). W tej sytuacji trzeba sprawę odwrócić. Udajemy się więc pieszo do Mariny, w tym czasie metro powinno ruszyć, i podjeżdżamy do atrakcji, do których planujemy wstąpić. Świetny plan, ale tylko w teorii. W praktyce... Nie możemy wydostać się z galerii... Ponieważ znaczna część sklepów, jak również i wyjść jest już pozamykana nie możemy znaleźć sensownego wyjścia mimo wskazówek obsługi. Sprawy nie ułatwia fakt, że zamknięta (chyba z powodu jakiejś budowy) jest też część uliczek wokół galerii. Pulapka bez wyjścia. Niemalże. W końcu, po godzinie prób wychodzimy w dokładnie przeciwnym kierunku niż zakładaliśmy i omijamy teren galerii znacznie szerszym łukiem niż powinniśmy. Udaje się.
Pierwsze co mega rzuca się w oczy, to że o tej porze ruch pieszy (przypominam, że jesteśmy w centrum dużego miasta w sobotę) tu praktycznie nie istnieje. Przez pierwsze 3h wędrówki spotykamy może kilka osób (na bank mniej niż 10). Niewiarygodne. Zresztą. Aut jeździ też bardzo mało. Idziemy dość wolno. Podziwiając mega widoki ogromnych budynków i często zatrzymując się na fotki.
Przed 6 docieramy do publicznej plaży i podziwiamy hotel - żagiel.
Spaceru nie ułatwia nam wysoka temperatura (w nocy 40 stopni) i bardzo suche powietrze. Przeszliśmy mniej niż 20km a czujemy się na minimum 30. Rozważamy kąpiel w zatoce, bo woda mega gorąca. Ostatecznie kończy się na moczeniu nóg, bo nie mamy bielizny na zmianę, a zaczyna świtać, więc nago nie bardzo...
Udajemy sie do metra (kolejne 45 minut) i jedziemy zwiedzać marinę. Tu mamy kolejną dzielnicę potężnych wieżowców i do tego port niezgorszych jachtów.
Z mariny jest już blisko na wyspę - palmę, którą również mamy w planie. Nie da się tam dostać metrem ani pieszo, a jedynie specjalnym pociagiem lub samochodem. My planujemy pierwsza opcję. Niestety srogo się zawiedliśmy, bo byliśmy tam o 8, a pociagi jeżdżą od 9...Możemy albo poczekać (ale wtedy nie zobaczymy już raczej nic innego) albo odpuścić i ruszyć dalej. Wybieramy to drugie. Podjeżdżamy metrem w kierunku Dubaj Frame i zanim do niej dotrzemy jemy świetny obiad (śniadanie? ) w hinduskiej knajpie.
Następnie udajemy się do najstarszej dzielnicy Dubaju na targ przypraw oraz targ złota. Bardzo interesujące przeżycie. Sama dzielnica piękna, pelna waskich uliczek. Do tego wszędzie unoszą się cudowne orientalne zapachy (głównie przyprawy ale również kadzidła). Klimacik.... Gdyby nie natrętni sprzedawcy. Niiieeee. Mam już tego serdecznie dość po Afryce. Wręcz biegnę, ignorując wszystkich i powtarzając bez przerwy 'no no no no no'. Masakra.
Znacznie lepiej jest na targu złota. Tam juz można przejść spokojnie i odetchnąć.
Jesteśmy bardzo zmęczeni. Dobija nas temperatura. Na bank ponad 45 stopni w cieniu, w słońcu moze nawet pod 60. Przeszliśmy łącznie prawie 40km pieszo. Dla funu płyniemy sobie jeszcze taksówką (a może raczej mikroautobusem) wodną i udajemy sie na lotnisko. Prysznic, jedzenie, zakup wody, wymiana pozostałych arabskich pieniędzy na dolary i w drogę do domu. Czas najwyższy.
Lot do Warszawy bez niespodzianek (udał się zdrzemnąć 2h), choć Dubaj airlines to nie emirates i czuć to na każdym kroku.
Metro do Śródmieścia i o 21.30 na centralnym. Jemy, myjemy się. Czekamy 3h na pociąg i nawet udaje się zdrzemnąć na ławce.
Całą, trwającą 3,5h, drogę pociągiem przesypiamy. I tak kończy się nasza podróż...
Dodaj komentarz