Dzień 9 - powrot z zaświatów
Niesamowite. Śpię jak zabity do 5.30. Nawet nie tiknę. 9 godzin snu to ewenement. Czuję się świetnie. Godzinę, która została do pobudki wykorzystuję na pisanie bloga. Marzę o prysznicu. Dzisiejszy poranek jest ciepły, i do śniadania nie różni się zbytnio od innych. Jadnak później następuje najpiękniejsza i najbardziej wzruszająca cześć imprezy - podziękowania dla i od ekipy. Przekazujemy napiwki (200$ od osoby). Najpierw ekipa nam dziękuje i gratuluje, a nawet przeprasza, choć absolutnie nie mają za co. Następnie my bardzo im dziękujemy i przekazujemy ile podziwu i szacunku mamy dla nich.
Pozniej następują wspolne śpiewy a następnie tańce. Całość trwa chyba około pół godziny. Fantastyczne, mistyczne przeżycie, ktorego nie da się opisać slowami. W momencie podziękowań moje oczy znów napełniają się łzami. Ale gdy zaczyna się wspólna zabawa radość jest ogromna.
9.15 wychodzimy na ostatni etap trekkingu. Trasę zaplanowaną na 5h tradycyjnie pokonujemy w nieco ponad 3. Po drodze warto odnotować kilka wydarzeń.
Pierwsze to uszkodzony but Karrimor'a. Odpada mu podeszwa. Doklejamy ją na taśmę reperacyjną, którą zabralismy z Polski do pakowania bagażu folią. Od tego momentu jego buty są mocno wyróżniające.
Niestety po skonczonym trekkingu pytam go czy będzie naprawiał buty, czy kupi nowe. Odpowiada, że nowe to koszt 50$ i musi naprawić na razie. Może kiedyś kupi...
Drugie wydarzenie to zerwany pasek od plecaka Denisa - drugiego przewodnika. Tym razem Ewa z Grzegorzem ratują sytuację za pomocą trytytek. Widać że sprzęt przewodników jest mocno znoszony i prawdopodobnie noszą rzeczy po turystach.
Widzimy też upadek kobiety - tragarza. Dzisiejszy szlak dość mocno i szybko schodzi w dół, przez co jest dość trudny. Dodatkowo miejscami podmokły i śliski. Kilku z nas (w tym ja). Również zalicza niegroźne upadki. W pewnym momencie widzimy poślizgnięcie kobiety - tragarza. Upada na tyłek zrzucając z głowy niesiony worek. Oprócz tego ma plecak. Gdy wstaje ma niemałe trudności z założeniem wora na głowę. To naprawdę ciężka praca. Tym bardziej zaskakujący jest widok tragarzy zbiegających bardzo szybko z góry w tych warunkach, bez możliwości zatrzymania się w takim pędzie i ryzykujących kontuzję.
Kolejna sprawa to zanieczyszczenie wody pitnej przez Krzysia... Ale może sam się wypowie 😜
Ostatnia godna odnotowania rzecz to ostatni widok na Kilimandżaro ze szkalu. Górę udało się ujarzmić, ale zostawiła swoje piętno.
Po dotarciu do bram parku robimy ostatnie foto przy znaku i kupujemy sobie i trójce naszych przewodników po piwku lub coli z dodatkiem imbiru (hit).
Okazuje się, że można tuvl umyć buty za 2$ (jeszcze większy hit) , więc oddaje od razu 3 pary - wszystkie jakie mam. Odkurzyły się strasznie podczas trekkingu. Buty schną, my pijemy rozmawiamy i zwyczajnie się cieszymy. Czekamy 2 h na drugą grupę. Po ich zejściu wypełniamy niezbędną dokumentację i jeszcze raz dziękujemy przewodnikom. Wsiadamy w autobus razem z zespołem przewodników i podjeżdżamy kawałek do lokalnej restauracji, gdzie jemy obiad i zaopatrujemy się w rękodzieło w lokalnym sklepie. Następnie podjeżdżamy do dużego marketu i kupujemy lokalne przysmaki i kosmetyki na pamiątkę + zaopatrujemy się na safarii. W hotelu lądujemy o 18. Upragniony prysznic niestety musi chwilę poczekać bo w pierwszej kolejności pranie, suszenie spiwora i przepakowywanie się na safarii. W końcu o 19.30 się udaje i możemy spokojnie udać się na kolację. W międzyczasie dostajemy wiadomość, że jest problem z naszym powrotnym transportem, ale o tym za chwilę.
Na kolację wszyscy przychodzą odmienieni. Zupełnie inny outfit. Podczas pokazu obserwujemy akrobatyczno-gimnastyczny pokaz czwórki mężczyzn. Jest naprawdę imponujący.
Po chwili uwagę wszystkich przyciąga wejście do ogrodu, w którym odbywa się kolacja - naszych przewodników. Unosi się aplauz i wszyscy odwracają głowy w stronę przewodników, co powoduje wyraźną konsternację występujących. Po chwili przewodnicy zasiadają do kolacji a pokaz jest kontynuowany. Trzeba przyznać, że zręczność i gibkość na najwyższym poziomie.
Po pokazie następują części oficjalne. Najpierw urodziny Marty, a później uroczyste wręczenie zaświadczeń wejścia na szczyt. Wszysko ma bardzo uroczystą oprawę i jest wzruszające. Na zdjęciu bohaterowie wyprawy i moja skromna osoba:
Jest trochę śmiechu i tańców a następnie przewodnicy odchodzą. My zostajemy, troszkę tańczymy, później rozmawiamy. Chwilę przed północą udajemy się do pokoju, sporo osób jeszcze zostaje.
My jednak musimy przedyskutować problem powrotu. Okazało się że zmianie uległ rozkład jazdy busa z moshi do Nairobi (jeździ ieden dziennie) i nie bardzo mamy jak dostać się na samolot. Biuro zaproponowało kilka możliwych rozwiązań, ale każde w jakimś stopniu zrzuca na nas odpowiedzialność. Do 3 w nocy dyskutowaliśmy co zrobić. Później do 4bpisanie bloga. Jutro pobudka 7.00
A Krzyś? Doszedł do siebie?
Dziękujemy
Dziś kończymy naszą wspinaczkę. Przed nami zejście w dół do bram parku. Ale zanim wyruszymy z obozu czeka nas bardzo wzruszająca chwila. Oficjalne podziękowanie naszej obstawie. Ludziom, którzy przez kilka dni obsługiwali naszą wyprawę - nosili nasze namioty, bagaże, jedzenie, organizowali wodę, gotowali nam, dbali o nasze bezpieczeństwo i komfort. Bez nich zdobycie szczytu przez całą naszą ekipę nie byłoby możliwe. Dla mnie są bohaterami. Wiem, że to ich praca, ale wiem też, że bardzo kiepsko opłacana. A wykonują ją z wielkim zaangażowaniem. Stąd zwyczajowe napiwki w ramach podziękowania, przekazywane przez ekipę. Przez 5 dni trekingu zżyliśmy się z nimi, dlatego łza kręci się w oku. Są przemowy, potem wspólne śpiewanie i tańce. Piękne chwile...
Wszyscy członkowie naszej ekipy zdobyli szczyt. To nieważne, że nie wszyscy w rekordowym czasie, niektórzy z lekką pomocą przewodników, ważne, że każdy osiągnął cel. Gratuluję nam wszystkim! Wędrówka z Wami okazała się być wielką przygodą i przyjemnością.
Dla mnie zdobycie szczytu jest jak zwycięstwo. Pokonałem swoje słabości, poradziłem sobie z chorobą wysokościową, zimnem, a wcześniej doprowadziłem kolano do wystarczającej sprawności. Przede mną zasłużony odpoczynek - jutro zaczynamy safari
Dodaj komentarz