Dzień 3 - śmiech przez łzy
Dzień rozpoczynamy o 7.20, o 8. 00 meldujemy się na śniadaniu i o 8.30 wyjeżdżamy busami do wioski plemienia Chagga aby przyjrzeć się życiu jej mieszkańców i podziwiać uroki pobliskiego wodospadu. Takie były założenia, ale dziś po raz pierwszy dał o sobie znać słynny TFT, czyli (Tanzanian flexible time) 😉.
Wyjechaliśmy koło 10, tym razem dwoma busami, bo ponoć droga prowadzi przez takie błoto, że duży bus nie przejedzie.
Na miejscu okazuje się, że małe również 😂
więc część drogi do wioski pokonujemy pieszo. Bynajmniej nie narzekam, w końcu przyjechałem tu chodzić 💪
Bloto powoduje, że droga jest dość... urozmaicona
Humory jednak dopisują i w dobrych nastrojach docieramy do wodospadu. Sam wodospad, po mojej ostatniej wizycie w Norwegii, nie robi aż tak dużego wrażenia, jednak okoliczna przyroda to coś, czego do tej pory nie widziałem...
Robimy zdjecia, część osób korzysta z kąpieli, a następnie wracamy do wioski.
Jest już po 16, gdy zatrzymujemy się aby podziwiać tradycyjny lokalny proces parzenia kawy. Zanim to jednak uczynimy. Konsumujemy obiad (lunchboxy) i raczymy się bananowym cydrem oraz bimbrem
Sam proces robi kolosalne wrażenie, głównie ze względu na atmosferę (bardzo wesołe śpiewy i zabawa)
Po wszystkim korzystamy z kolejnej interesującej toalety (powoli stają się one symbolem tej wycieczki :)) i wracamy do busa.
Wszytko ładnie pięknie i wesoło... A skąd łzy?
Bieda. Dzieci. Żebry.
Od razu rzuca mi się Dzień Świra i słynne :
'Ku..wa jeszcze z tymi dziećmi jebanymi'
Oczywiście serce się kraja.. Nie jest to absolutnie nachalne, ale jednak praktycznie każdy lokals prędzej czy później powie słowo 'money' lub 'dolar'...
I widzisz, że oni faktycznie tego potrzebują... To naprawdę trudne...
W drodze powrotnej do hotelu zatrzymujemy się jeszcze w lokalnym sierocińcu i ofiarujemy żywność, na którą złożyła się ekipa z naszej wycieczki... Choć tyle...
W hotelu jesteśmy o 18.30, o 19 kolacja i dość długa odprawa przed Kili. 21.30 zaczynamy pakowanie, które zajmuję ponad godzinę. Kapiel, przygotowania i jest już 23.30. I co? No powinno się iść spać, ale blog sam się nje napisze, więc siedzę nad nim do 1.10 w nocy. Zostało 6h snu wiec muszę kończyć. Bardzo mi zależało żeby opisać jeszcze ten dzień, bo jutro zaczynamy trekking i przez 6 dni bez szans na nowe wpisy z powodu braku zasiegu.. Reszta pojawi się po zejściu. Trzymajcie kciuki 😁
Co u Krzysia?
Hotel mamy na wypasie. Czekająca na nas kolacja w ogrodzie również robi wrażenie. Następnego dnia ruszamy na wycieczkę do wodospadu. Zamiast dużego busa przyjeżdżają po nas dwa małe, bo z powodu deszczu dojazd do szlaku jest bardzo błotnisty. Małe busy też nie sprawdzają się w stu procentach. Pierwszy z nich nie radzi sobie z podjazdem więc dalej testujemy błotnistą drogę na piechotę. Szlak również zabłocony, co powoduje sporo efektownych poślizgów w tym również w moim wykonaniu 😉
Widoki na szlaku są przepiękne, przyroda nie do opisania.
Po drodze mijamy wioski i zabudowania, które robią na nas nie mniejsze wrażenie.
Mijamy wielu tubylców, wszyscy bardzo mili, zagadują nas, pozdrawiają. Od dzieci stojących przy szlaku kupujemy owoce.
Dzieci przyłączają się do naszej wycieczki, rozmawiają z nami, podpowiadają gdzie postawić stopę, żeby nie zrobić piruetu na błotnistym szlaku.
To wszystko bardzo miłe, ale... Niestety to zachowanie nie wynika wyłącznie z sympatii do turystów. Prędzej czy później pada słowo "money" lub "dolar". To przykre i smutne, ale to nie ich wina. To my - turyści tak wychowaliśmy tych ludzi. Spowodowaliśmy że tak wygląda ich życie.
Docieramy do pięknego wodospadu, a w nim oczywiście kąpiel (nie przyznam się jak było naprawdę 😜).
W drodze powrotnej odwiedzamy wioskę, w której możemy aktywnie uczestniczyć w tradycyjnym procesie wypalania i przygotowania kawy. Wszystko okraszone śpiewem tańcem.
W hotelu kolacja i pakowanie. Jutro wyruszamy w kierunku głównego celu naszej wyprawy 😉