Dzień 12 - buszując w Serengeti
Pobudka 5.30 i po chwili meldujemy się przed busem. Wyjeżdżamy koło 6, przed świtem, bo rano drapieżniki są najbardziej aktywne.
Niestety długo nie mamy szczęścia. Udaje się trafić żyrafę, słonia, antylopy i piękny wschód słońca.
Widzieliśmy również mnóstwo balonów unoszących sie nad równiną. Niektórzy wybierają się na safarii w inny sposob.
Gdy już powoli tracę nadzieję zauważamy mnóstwo samochodów stojących w jednym miejscu. To znak, że w pobliżu jest mega atrakcja. I rzeczywiście. Podjeżdżamy i widzimy lwa, który schodzi na drogę i przechadza się między terenówkami😲
Koło 9 zjeżdżamy na kemping na śniadanie i robimy sobie krótką przerwę.
O 11 ruszamy na drugą turę safarii, ktora absolutnie zachwyca.
Dość szybko chwytamy lwa, który od niechcenia przegania dwie gazele i przechadza się tuż koło naszego auta. W tym samym miejscu ponad lustro wody wystaje krokodyl.
A później jest już tylko lepiej. Widzimy jeszcze kilka razy lwy, w tym 2 siedzące na drzewie,
stado bawołów liczące setki osobników, odwiedziliśmy (strasznie śmierdzący) basen hipopotamów, gdzie była ich setka (zresztą nieopodal zjedliśmy obiad).
Zatrzymaliśmy się przy wodopoju, gdzie obserwowaliśmy hipopotamy na lądzie obok dużej rodzony słoni. Najtrudniej było wypatrzeć lamparta, który skrył się w koronie drzewa dość daleko od drogi. Gdy już się na niego napatrzyliśmy i chcemy jechać dalej okazuje się że nasz samochód... Nie chce zapalić Ewidentnie brak prądu. Akumulator. Myślimy że będziemy musieli pchać i zauważamy hienę w odległości 30m od siebie. Czyżby znala się na elektryce? 😉
Kierowca jednak zachowuje spokój. No problem6. Hakuna Matata 😜. Za chwilę drugi samochód delikatnie uderza nas z tyłu i pcha nas bez użycia ludzi... Taka automatyka...
Z ciekawszych przygód motoryzacyjnych - w drugim samochodzie odpada próg (schodek do wsiadania /wysiadania) i zostaje naprawiany chałupniczymi metodami.
Parę słów o autach. Prawie wszystkie tutaj to Toyota Land Cruiser (zresztą ogolnie w Tanzanii i Kenii z naszych obserwacji wynika że toyota ma 80% rynku osobowych) w różnych wersjach i rozmiarach. Nasze akurat są 4 osobowe z podnoszonym dachem. Samochody znoszą naprawdę wiele. Wyboje na dużych prędkościach, woda, długie poruszanie się bardzo wolno w wysokich temperaturach. Nie do zdarcia, a widać że nie są pierwszej młodości.
Zatrzymujemy się na toaletę w specjalnie wyznaczonym miejscu. Przy okazji sprawdzamy co z autem (znaczy Krzysiu sprawdza). Interesująco wyglądają drzwi wejściowe łazienki (z jednej stroby dają ochronę a z drugiej pozwalają sprawdzić czy nie czai się za nimi coś groźnego
Wracając dostajemy absolutny hit wyjazdu możemy poprowadzić nasz samochód przez kilka minut. Zosia Krzyś i Ja się decydujemy. Jaram się jak dziecko na święta. Ale fun😊.
Na pole namiotowe docieramy koło 18 i nie zgadniecie.... jesteśmy zmęczeni. Myjemy się i ogarniamy. Ponieważ nie mamy żadnych zdjęć lamparta bo był za daleko improwizujemy własne...
Jemy kolację, ale ognisko odpuszczamy. Dlaczego? Przez Masajoinflację... Tu jest dopiero rzeźnia. Tusk czy Putin mogą się uczyć. Niedawno ognisko kosztowało 7$ od grupy, dziś chcą 10$ od osoby. Jest nas ósemka, czyli inflacja ponad 1000 procent. Zresztą... Wioska Masaj'ów też była droższa przedwczoraj. 15$ zamiast 10$.t
Owieramy więc sobie piwko przy stoliku kolacyjnym i gaworzymy mniej więcej do 21.15. Później rozchodzimy się spać , bo jutro 4.40 musimy opuścić namioty..
Dawno nie było nic od Krzysia, więc pewnie czekacie z niecierpliwością
Afryka dzika
Następnego dnia wsiadamy do terenowych samochodów i jedziemy podziwiać przyrodę Afryki. Już sama jazda z zawrotną prędkością po szutrowych drogach może nieźle podnieść ciśnienie. W ciągu czterech dni przejechaliśmy tak przez Tarangire, Ngorongoro, Serengeti. Spędziliśmy w autach mnóstwo godzin i nieźle nas wytrzęsło. Po takich kiepskiej jakości drogach pędzi sporo terenówek. Mijają się "na żyletki". Nie wygląda to bezpiecznie. Drugiego dnia mijamy auto przewrócone na bok. Prawdopodobnie kierowca nie opanował go łapiąc poboczne. Widok mrozi krew w żyłach. Przecież to mogliśmy być my... Na szczęście nasz kierowca prowadzi auto z dużą wprawą. Czasem zdarzają się awarie, np. uszkodzenie opony - jak w jednej z naszych toyot. W naprawach pomagają inni kierowcy i asystują zjawiający się nie wiadomo skąd Masajowie.
Pierwszego dnia zatrzymujemy się, żeby zerknąć na przydrożny targ Masajów. Ale tu kolorowo! W asortymencie są meble, plecaki, ubrania, walizki, buty nowe (chyba), buty używane, buty mocno używane, owoce i wiele innych dóbr.
Niestety natychmiast osacza nas zgraja kolorowo poubieranych Masajek poobwieszanych bransoletkami, naszyjnikami, chustami i próbuje wcisnąć nam tę cepeliadę. Ich taktyka jest nam już dobrze znana. Nie mamy szans w otwartej konfrontacji - zarządzamy odwrót!
Pod koniec dnia odwiedzamy wioskę Masajów. Zostajemy wystrojeni w tutejsze stroje i uczestniczymy w tradycyjnym tańcu - skakańcu.
Następie nasi gospodarze oprowadzają nasze dwuosobowe grupy po swoich domach. Robi wrażenie. Masajski dom jest mały, okrągły, z wejściem jak do ślimaka. Nie ma okien, tylko szczelinę do odprowadzania dymu - wewnątrz małe ognisko do podgrzania wody, mleka z krwią krowią, czasem mięsa. Ściany chatki uplecione są z gałęzi, wypełnione i oblepione krowim łajnem. Dach ze słomy. Wewnątrz jedyną wygodą jest legowisko i wspomniane ognisko. Masaj może mieć kilka żon. Każda z nich buduje dla siebie i męża dom. Trochę inaczej niż u nas... 😁
Później obowiązkowy punkt - każdy z nas, w pojedynkę zostaje przydzielony do swojego Masaja, który...oprowadza po wioskowych straganach z dobrze znaną cepeliadą. Stroje, chatki, taniec - to wszystko interesujące i dla nas bardzo odmienne, przez co ciekawe. Ale pozostaje niesmak. Jesteśmy uczestnikami gry, która ma na celu wyciągnięcie od nas jak najwięcej kasy. A scenariusz gry jest tak sprytnie ułożony, żeby zrobić to jak najskuteczniej...
Za to safari - bomba! Przeszło moje oczekiwania! W ciągu trzech intensywnych dni zobaczyliśmy mnóstwo zwierzaków. Wiele z nich mogliśmy oglądać z bardzo bliskiej odległości. Najwięcej emocji było chyba przy spotkaniach z lwami. Ale też słonie przechadzające się pomiędzy naszymi atutami podnosiły nam adrenalinę.
Byliśmy też pod wrażeniem wielkich baobabów. Ależ one mają olbrzymie pnie!
Ciekawym doświadczeniem były też dwa noclegi pod namiotami na terenie Serengeti. Po naszym obozowisku przechadzały się bawoły, w pobliskich zaroślach błyskały oczy antylop i nie wiadomo czego jeszcze, w nocy słyszeliśmy bliskie nawoływanie hien. Był dreszczyk emocji. A na pobliskim drzewie wylegiwał się nawet lampart 😄😜
To było fantastyczne przeżycie. Polecam każdemu kto wysiedzi cztery dni w trzęsącej toyocie Land Cruiser 😁👍